Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 4.djvu/18

Ta strona została przepisana.

bym był szczęśliwym! Bezzwłocznie powiedziałbym jej, że jestem autorem tych wierszy.
Nieszczęściem jednak los nie posłużył mu w tym razie.
Jednocześnie z ukazaniem się we drzwiach Diny Bluet, otulonej w swój skromny szal tartanowy, z główką okrytą flanelowym błękitnym kapturkiem, dźwigającej cały stos bukietów, między któremi Oktawiusz dostrzegł i swoje, stara ciotka dziewczęcia szła tuż za nią.
Niepodobna było przystąpić do Diny, bez ściągnięcia gradu złorzeczeń ze strony jej nadzorczyni. Młodzieniec nie próbował nawet tego uczynić i szedł za obiema kobietami w pewnej odległości do chwili, w której zniknęły w bramie wysokiego starego domu przy ulicy Marais-Saini-Martin.
— Do czarta! wyszepnął, to nie może trwać tak dłużej! Muszę wynaleźć sposób pomówienia sam na sam z tą małą! Tak! napiszę sztukę teatralną w której przeznaczę jej główną rolę. Czyż to trudno wynaleść temat do pięknego melodramatu? Jestem pewien, iż utworzę rzecz wstrząsającą do głębi nerwami słuchaczów.
Z poprzedzającej rozmowy Oktawiusza z panem Croix-Dieu, wiemy, iż odźwierny z ulicy Marais-Saint-Martin. był nieprzystępnym gburem.
Przyszły spadkobierca milionów papy Gravarda przybył nazajutrz dla porozmawiania z nim i wtajemniczył go bez trudu w swoje zamiary za pomocą wsuniętego mu w dłoń luidora.
Dowiedział się, że Dinah-Bluet nigdy nie wychodziła z domu bez swojej ciotki. Stara ta kobieta towarzyszyła