Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 4.djvu/35

Ta strona została przepisana.

wina że jestem bogatym? Wierzaj, iż chciałbym być ubogim. Obciąłbym zarabiać pracą na życie i złożyć ci tylko moje serce, które już jest twojem. Wtedy, mógłbym mieć przynajmniej nadzieję, iż mnie ukochasz kiedyś.
Tu przerwał. Głos świszczał ran w ściśniętem gardle, wyrazy jego zaledwie zrozumiałemi się stawały. Po upływie chwili, mówił dalej:
— Niekiedy, usiłuję się łudzić że jestem zdrów i silny, czynię to dla własnego oszołomienia. W głębi albowiem jestem przekonany że to nie prawda. Zabiło mnie to życie bez jutra, życie zabaw i rozkoszy. Zycie którego celem użycie. Pozostał ze mnie cień tylko! Kiedybądźkolwiek powiedzą: „Znałeś Oktawiusza Gavard? On umarł!“ i nikt mnie nie pożałuje, nawet własna moja matka. Ach! to smutne, bardzo smutne! Tak, uczuwam potrzebę tkliwości, w jakim małym ukrytym zakątku. Jestem przekonanym, iż kobieta kochająca zdołałaby mnie jeszcze ocalić. O! gdybyś zechciała być tą kobietą! lecz niepodobna mi o tem marzyć, po moim brutalnem postąpieniu. Obraziłem cię, znieważyłem, a mimo wszystko kocham cię, uwielbiam! Och Dino przebacz mi, nie wypędzaj mnie od siebie! błagam, zaklinam!
Oktawiusz wyciągnął ku dziewczęciu ręce błagalnie, wstrząsane nerwowem drżeniem. Grube łzy spadały na jego twarz bladą.
Głęboka litość zawładnęła Diną.
— Panie Oktawiuszu, wyrzekła, podnieś się proszę
—Nie wstanę dopóki mi pani nie przebaczysz!