Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 4.djvu/41

Ta strona została przepisana.

jesteś, odpowiedziała Dinah, wydałaś jednakże na to z pięćdziesiąt franków, a wiesz, że nie mamy funduszu na takie koszta.
— Ach! jesteś szaloną! Nic nie wydałam prócz zapłacenia dwóch kursów omnibusu, ogółem sześćdziesięciu centymów, których nie żałuję wcale.
— Wytłómacz mi więc to jaśniej.
— Otóż tak się rzecz miała. Dziś z rana, jak ci wiadomo, list otrzymałam. Pochodził on od pewnej damy, mieszkającej w jednym z najwspanialszych okręgów Paryża, przy ulicy de Saussaie, która prosiła ranie by jej uczynić „zaszczyt!“ odwiedzenia jej w mieszkaniu. Słyszysz mnie „zaszczyt! z jak wysoką grzecznością było to napisane!
— I byłaś ciotko u owej damy?
— Rzecz naturalna! Gdybyś wiedziała jaka to przyjemna osoba! Dom na wysoką stopę prowadzony. Lokaje galonowani, złocone salony! A jaki przepych w meblach, kobiercach! Zwierciadła sięgają aż do sufitu! Ach! jakże szczęśliwą jest kobieta posiadająca w ręku profesję, z której takie zyski osiągać może.
— Jakąż jest profesja tej damy?
— Utrzymuje ona agencję małżeństw. Jest to kobieta z bardzo wysokiego szlachetnego rodu, pokazywała mi swoje familijne legitymacje. Trudni się stręczeniem małżeństw w wielkim świecie Paryża. Książęta, markizy, hrabiowie, zapisują się u niej dla zaślubienia dziedziczek milionowych. Jeżeli nie posiadasz posagu co najmniej 500,000 franków, nie pokazuj się u niej. Nie zwróci na ciebie uwagi. Pojmujesz to, pojmujesz?