Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 5.djvu/173

Ta strona została przepisana.

stancyjki zaopatrzonej w parę stołków drewnianych i łóżko osłonięte białą perkalową kotarą.
Dinah postąpiła naprzód z całem zaufaniem. Nagle jednakże cofnęła się ze drżeniem. Posłyszała jakoby drzwi za nią zatrzaśnięto i zasuniono na rygiel. Obejrzała się, była sama jedna w stancyjce. Poskoczyła do drzwi chcąc je otworzyć. Napotkany opór przekonał ją iż się nie omyliła. Uwięziono ją.
Pobiegła do łóżka i drżącą ręką rozsunęła kotarę. Łóżko było pustem zupełnie. Poskoczyła do okna. Siatka druciana nie pozwoliła jej otworzyć lufcika. Po za szybami była gruba krata żelazna, a przez kratę widać było rozległą bezludną przestrzeń pól nieuprawnych.
Wróciwszy do drzwi stukać i wołać zaczęła:
— Siostro! moja siostro gdzie jesteś? Siostro, nie opuszczaj mnie!
Odpowiedział jej jakiś śmiech szyderczy; usłyszała stąpanie jak gdyby kogoś spuszczającego się ze schodów. Wreszcie zaległo głuche milczenie.
Zrozumiała teraz że wpadła w zasadzkę. Przypomniała sobie ów obiad u wdowy Saint-Angot, i ohydne następstwa jakie on mógł natenczas sprowadzić. Trwoga ze straszną grozą połączona, owładnęła nią do tego stopnia, ze omal nie pozbawiała jej zmysłów.
Mniemana zaś zakonnica zamknąwszy łatwowierne dziewczę i odpowiedziawszy śmiechem na jej rozpaczliwe wołanie, zeszła na dół i zwróciła się do izby w której siedziało dwóch mężczyzn zajętych cichą rozmową.
Jednym z nich był ów wspomniony przez nas człowiek w bluzie, który przed kilkoma minutami drzwi