Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 5.djvu/176

Ta strona została przepisana.

— Co panu się stało? zawołała ujrzawszy zmienione oblicze wchodzącego.
— Ach! pani, odrzekł, od pięciu minut pukam do drzwi panny Bluet i żadnej nie odbieram odpowiedzi. Jestem do najwyższego stopnia zaniepokojony nie wiedząc co to znaczy? Nie przypuszczając ażeby panna Dinah wyszła w tej porze, lękam się czy nie zasłabła?
— Pójdźmy zobaczyć co się tam dzieje.
Mieszkanie wdowy łączyło się z mieszkaniem artystki za pośrednictwem drzwi wewnętrznych.
Gospodyni zapukała do tych drzwi, a nie otrzymując żadnej odpowiedzi, otworzyła je, weszła prowadząc za sobą Oktawiusza.
Pokój był pusty. Obiad nietknięty i zim my czekał na stole.
— Co to jest? szepnął z przerażeniem Oktawiusz.
— Nic niewiem. Po raz to pierwszy panna Bluet nie jadła obiadu nie uprzedziwszy mnie o tem. Być może że przysłali po nią z teatru? ozwała się gospodyni.
— To nieprawdopodobne. Po ukończonej próbie, wszyscy się natychmiast rozchodzą, i jedynie tylko służba pozostaje w teatrze, dopóki artyści nie zbiorą się na wieczorne przedstawienie. Zresztą, przypuszczając słuszność domysłu pani, biegnę do teatru, może tam dowiem się czego. Może widziano Dinę. Może mnie objaśnią, gdzie się udała? Spieszę i wracam natychmiast. Gdyby moja najdroższa przybyła przedemną, nie mów jej pani, ile wycierpiałem. Na co ją smucić daremnie?
I nie słuchając już dalej słów poczciwej kobiety usiłującej go zatrzymać, Oktawiusz wybiegł z pokoiku