Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 5.djvu/178

Ta strona została przepisana.

Słabe oświetlenie ulicy du Temple, nie pozwoliło mu odczytać na miejscu otrzymanego listu, pośpieszył więc do najbliższej kawiarni, a tam kazawszy sobie podać szklankę ponczu, którego nie pił wcale, spojrzał na kopertę.
Nazwisko jego było nakreślone jakimś niewprawnym lub udanym charakterem.
— To nie pismo Diny! wyszepnął, ach! czegóż ja się tu dowiem?
I drżącą ręką rozdarł kopertę, a rozwinąwszy list, czytał:
„Łaskawy panie! Jakkolwiek wszelkie bezimienne listy zasługują na najwyższą wzgardę z uwagi, że na sto, dziewięćdziesiąt dziewięć z nich zawiera w sobie same kłamstwa, lub wyzyskanie cudzej łatwowierności, albo niecną zemstę, jednakże racz pan ten list przeczytać do końca, a nie pożałujesz swojej cierpliwości.
„Kobieta pisze do pana te słowa, kobieta, której pan nie znasz, ale która zna ciebie dobrze, którą żywo zajmujesz, o czem cię ten list przekona.
„Owa młodziutka Dinah Bluet, to niewiniątko teatralne, za które by każdy z was swą duszę oddał ze względu na jej minki naiwne i anielską urodę, jest przebieglejszą od najzręczniejszej aktorki. Ona sobie z pana żartuje. Bawi się twoją miłością. Nielitościwie cię zwodzi!
„Każdy z moich teatralnych współtowarzyszów wie co ma sądzić, gdy szepną, za kulisami. „To prawdziwy Gavard.“
„Zadziwi to pana niewątpliwie. Widzę już zdala, jak