Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 5.djvu/56

Ta strona została przepisana.

mężczyzn otoczyła Herminie z zaproszeniami do tańców i młoda kobieta zapisywała sobie ich nazwiska w karnecie.
— Dobrze mi tak! sam sobie winien jestem! wyszepnął Andrzej z gestem gniewu. Nie zaprosiłem jej wcale. Co ona o mnie pomyśli?
Jednocześnie preludjum dwóch orkiestr rozpoczynających melodję pierwszej figury kadryla, przebiegło po nad gorączkowym monologiem Andrzeja.
Bal się rozpoczynał.
Kawalerowie i ich tancerki zajęli przynależne sobie miejsca, a San-Rémo ukrył się we wgłębienie okna, ażeby być o ile można najbliżej Herminii i podziwiać ją.
Kawalerem wicehrabiny był piękny, młody, trzydziestoletni mężczyzna, z wysokiej sfery, hrabia de Béville, który zdobył podczas wyścigów drugą nagrodę, w którym to steeple chasse Andrzej wziął pierwszą.
Rzecz naturalna iż pan de Béville rozmawia! ze swą tancerką, a ponieważ mówił dowcipnie i przyjemnie, wicehrabina słuchała go uśmiechając się i podnosiła nań piękne swe łagodne spojrzenie odpowiadając.
Nic w tej rozmowie nie było napewno takiego, w czem by nawet cień zuchwałej galanterji można było odnaleść ze strony tego młodzieńca; jak również nie było najmniejszej odrobiny zalotności w zachowaniu się Herminii.
Andrzej wszelako zrozpaczony owym pozorem poufności, jaka miała się zakończyć z ostatnim dźwiękiem ostatniej figury kadryla, szarpał zaciekle niewinną gardenie, wpiętą w butonierkę, zapytując siebie:
— Co on jej mówi? Co ona mu odpowiada? Dla