Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 6.djvu/78

Ta strona została przepisana.

sposób otwierania znał tylko sam Filip.
Po dokonaniu owej czynności, położył się spokojnie na łóżku, jak człowiek z najczystszem sumieniem, i usypiając powtarzał:
— Nadchodzi chwila rozegrania wielkich partyj, partyj stanowczych, wygrać je muszę! I wygram!
Tu zasnął snując złote marzenia.

VIII.

Nazajutrz rano około dziewiątej, podczas gdy Croix-Dieu spał jeszcze snem głębokim, zbudzony został nagłe przez swego lokaja.
— Niechaj pan baron wybaczyć raczy, rzekł sługa. Nie śmiałbym tu wchodzić bez nader ważnego powodu. Edmund, służący pana markiza San-Remo oczekuje. Prosi o natychmiastowe pomówienie z panem baronem. Twierdzi, ze przyniósł jakąś bardzo ważną wiadomość.
— Niech wejdzie, odparł niechętnie baron.
Uczciwy sługa Andrzeja ukazał się natychmiast.
— Masz więc mój dobry chłopcze coś ważnego mi powiedzieć? zapytał Filip.
— Tak panie baronie. Chodzi tu o ów pugilares. Croix-Dieu uśmiechnął się.
— Udało ci się. odrzekł, dostać go nareszcie?
— Nie, na nieszczęście. A nawet straciłem całą co do tego nadzieję.
— Dla czego?
— Ponieważ mój pan zgubił go wczoraj.
— Czy podobna? Wszakże mówiłeś, że pan San-Rémo nigdy się z nim nie rozłączał?