Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 7.djvu/140

Ta strona została przepisana.

się, i szukam “; nowa osobistość ukazała się na miejscu popełnionej zbrodni.
Był to doktor przez sąd wezwany.
Ów lekarz, doktor Bernier, jest nam już znanym. Widzieliśmy go przy pielęgnowaniu Diny Bluet, gdy biedna ta przyjaciółka Oktawiusza Gavard leżała bez zmysłów, otruta beladonną, wsypaną w węgierskie wino przez panią Saint-Angot.
Pan Bernier cofnął się, zgrozą przejęty na widok strasznej rany, oddzielającej głowę księcia od reszty ciała.
— Zaprawdę! wyszepnął, śmierć pod gilotyną byłaby za zbyt łagodną karą dla takiego mordercy. Przydałaby się surowa sprawiedliwość naszych ojców, wobec tyle potwornych czynów. Dobrze byłoby wskrzesić tortury, koła i ćwiertowanie.
— A co najgorsza, ozwał się Jobin, że umknął nam ów zbrodniarz!
— Nie można jednak pozostawić tych trupów, leżących w kałuży krwi, rzekł sędzia. Dam rozkaz, ażeby ich wyniesiono z pokoju i położono na materacach.
Doktor Bernier przyklęknął obok ciała Fauny, a ująwszy jej rękę uniósł ją w górę.
— Rzecz dziwna! zawołał. Nie ma śladów trupiej skostniałości w tem ciele. Członki zachowały swą giętkość. Ta kobieta nie umarła! ona jeszcze żyje!
— Ach! doktorze, pomyślał Jobin, oby Bóg wysłuchał słów twoich! Gdyby ta ofiara ożyła, gdyby mogła przemówić!
Rzecz prosta, że w tej chwili, o księciu zupełnie