Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1005

Ta strona została przepisana.

— Zbyt wiele honoru, panie Pawle, ale przyjmujemy... czy prawda Stefciu?
Dziewczę zarumienione jak wiśnia, z bojaźliwością potwierdziła.
Zakład był skromny, — prawdziwa restauracya podrogatkowa, — ale mama Bandu przewyższyła sama siebie; obiad był wyborny i zakropiony, jeżeli nie grubemi winami, to przynajmniej burgundem rzeczywistym i prawdziwym medokiem.
Paweł wpadł w wesołość i wszyscy podzielali jego usposobienie.
— Kiedyż wesele? — zapytał wypiwszy za zdrowie Stefanii.
Wiktor odpowiedział, patrząc na swoją przyszłą która znowu zarumieniła się po białka oczu.
— Niedługo, panie Pawle... W przyszłą niedzielę wywieszą ogłoszenia w merowstwie za kratką, a wieczorem cała rodzina zbierze się tu na obiad, szczerze i bez ceremonii... Przy tej sposobności załatwię polecenie do pana, jakie mi poruczono... Moi przyszli rodzice spodziewają się, że nam uczynisz przyjemność, jak równie panną Renata, pan Verdier i pani Zirza przychodząc na tę ucztę... Odmowa sprawiłaby nam wielkie zmartwienie.
— To też przyjmujemy z całego serca — odparł student — i w niedzielę stawimy się wszyscy...
Odpowiedź ta przyjętą została jednozgodnym oklaskiem.
Zostawmy naszych wesołych współbiesiadników przy stole i powróćmy do domu przy ulicy Picpus.