Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1006

Ta strona została przepisana.

Gdy Paskal zamknął drzwi od dziedzińca za Pawłem i Renatą, wzrok jego przybrał wyraz nieopisanej nienawiści, usta mu się wykrzywiły i rozdął nozdrza, na podobieństwo dzikiego zwierza.
Nie mówiąc ani wyrazu, podniósł ścienioną pięść w stronę, w którą się udali młodzi ludzie, poczém powrócił do gabinetu.
Leopold Jeszcze blady ale uspokojony, stal ze skrzyżowanemi rękoma na środku pokoju.
Paskal z wzrokiem błyszczącym ód gniewu położył mu rękę na ramieniu i wstrząsnął, nim gwałtownie mówiąc głuchym głosem:
— Głupcze; co wierzysz w widziadła! Umarła żyje, słyszysz?... Żyje! Możecie być dumni, Jarrelonge i ty, żeście się pięknie popisali! Nie w rzekę wrzuciliście nieprawą córkę Roberta Valleranda, lecz w śnieg i Paweł, mój syn, wyciągnął ją z niego!... Paweł, który poszukuje zabójców Renaty i Urszuli Sollier!... Paweł, który w Jarrelonge’u odgadł jednego z zabójców i gonił za nim?... Paweł, który go w końcu wynajdzie i wydrze mu naszą tajemnicę... Stanowczo szatan jest przeciw nam! W chwili, gdyśmy się miełi za zupełnie wolnych od wszelkiego niebezpieczeństwa i blizkich odbioru spadku, córka Roberta wychodzi z grobu, w którym ją mieliśmy za pochowaną! Zginęliśmy, słyszysz Leopoldzie? Jesteśmy zupełnie zgubieni!...
— Słyszę, u kroćset! — odparł zbieg z Troyes.
— I cóż ty na to?