Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1044

Ta strona została przepisana.

ne, tak podle, aby truć powolnie ojca, obojętnem okiem patrzeć na postęp zadawanej przez siebie śmierci, bez drżenia być obecnem pięcioletniemu konaniu!... Nie, nie, pan temu nie możesz wierzyć!... Pan wiesz, że Bóg nie pozwoliłby na czyn podobny... Mój ojciec z Indyj przywiózł zaród trawiącej go straszliwej choroby i przekonany że była nieuleczoną nie chciał z nią walczyć... Oto jest prawda...
Ton Honoryny był tak wzruszający, na twarzy jej malowała się taka siła boleści, że urzędnik pomimo woli uczuł wzruszenie...
Ale miał wyrobione przekonanie. Czytelnik wie o tem.
Walcząc z ogarniającem go wzruszeniem, rzekł zimno:
— Wytłómacz więc pani w trupie ojca obecność trucizny, która go zabiła.
Panna de Terrys potarła czoło obydwiema rękami z ruchem szaleństwa i z błędnym wzrokiem, chrapliwym głosem zawołała.
— Zatem była trucizna? Więc mój ojciec naprawdę został otruty?
— Pani wiesz o tem.
Honoryna spuściła głowę na piersi zamilkła.
Sędzia śledczy wziął tackę, na której znajdowała się znana nam karafka, szklanka i łyżeczka i postawił ją przed dziewczęciem.
— Czy pani znasz te przedmioty? — rzekł.
— Tak panie... Znajdowały się one w gabinecie mego ojca...