Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1209

Ta strona została przepisana.

Z pod spuszczonych powiek Oskara, błysnął krwawy ogień, nikczemnik obejrzał się w około i wsunął rękę pod ubranie.
Student doskonale zrozumiał co się działo w umyśle złodzieja i wyjął z kieszeni rewolwer.
— Widzisz, żem przygotował środki obrony — rzekł, — powstrzymaj się więc od wszelkiego gwałtownego zamachu, bo inaczej, pod słowem honoru, sam sobie wymierzę sprawiedliwość!...
Wtedy były robotnik przypomniał sobie o zapomnianych na chwilę radach Jarrelonge’a.
— O! panie, bardzo proszę — rzekł słodkawo, — nie wystawiaj pan sobie, że ja godzę na pańskie życie... bardzo źlebyś mnie pan osądził... To coś pan mówił, nabawiło mnie zimnego dreszczu i zląkłem się, aby matka nie usłyszała... Błagam pana, nie oskarżaj mnie... Przebacza mi pan... Tak, znalazłem woreczek uczepiony u stopnia wagonu Nr. 1326... otworzyłem go. i widząc znajdujące się w nim. banknoty, nie miałem siły oparcia się pokusie nasuwanej przez nędzę... Gorączka paliła mi głowę... wziąłem pieniądze... teraz tego żałuję, ale już za późno... część wydąłem... a co zostało, oddam panu...
— E! — odparł żywo Paweł — mnie nie idzie o pieniądze...
— A więc o co?
— O listy, które się musiały znajdować razem z pieniędzmi... Czyś wiedział o tych listach?
— Tak panie, na dowód tego powiem, że jeden z nich był pisany do notaryuszą.