Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1468

Ta strona została przepisana.

Pani Bertin skoczyła do Izabelli i zawołała:
— Renata w niebezpieczeństwie!... może nie żyje?
Jasnowłosa Zirza rzuciła na mówiącą osłupiałe spojrzenie i odpowiedziała:
— Tak jest, pani... Nędznik który się zasadził żeby ją zabić i który mnie chciał zgładzić w jej miejsce, zagraża jej życiu...
— Boże wszechmocny!... — rzekła Małgorzata, chwytając się rękami za głowę, z której, zdawało się, rozum ucieka. — To okropne!... ja szaleję!... Trzeba jechać i połączyć się z Renatą aby ją obronić... ocalić!... Czy pani wiesz gdzie ona się znajduje?
Zirza znowu spojrzała na panią Bertin i tym razem z widoczną nieufnością.
— Tak pani, wiem — odpowiedziała sucho.
— I pani mi powiesz?
— Nie pani... Renata ma dużo nieprzyjaciół... morderców kryjących się w cienia... a ja pani nie znam...
— Czyż mnie pani masz za nieprzyjaciółkę Renaty? Mnie? — zawołała Małgorzata ze łkaniem.
Zirza powtórzyła:
— Ja pani nie znam...
— Ja jestem jej matka!
Była to jak gdyby scena w teatrze.
Zirza drżała na calem ciele.
— Jej matką!... — wyjąkała. — Jej matką! Pani!
— Tak, ja, która cię błagam... Ja co cię na klęczkach zaklinam, abyś nie powiedziała, gdzie jest moje dziecię, abym je mogła ocalić, albo abym mo-