Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/150

Ta strona została przepisana.

— Twego brata?
— Tak jest.. — Od wczoraj gdzieś bałamuci...
— A! nicpoń! — zawołał gospodarz — Jak tylko wleje w siebie szklankę wina, zapomina o wszystkiém!! — Teraz go nie ma, ale ja tylko co powróciłem... Zapytaj żony i córek czy go nie widziały...
Wiktor Beralle przeszedł przez całą długość sali udając się do téj części, która służyła za kuchnię...
Mijając stół, przy którym siedzieli robotnicy, zlekka się ukłonił.
Cieśle oddali mu ukłon.
Wiktor zbliżył się ku trzem kobietom.
Ujrzawszy go, Stefcia, starsza z dwóch dziewcząt, zarumieniła się po uszy.
— Dzień dobry, mamo Baudu... dzień dobry panienkom... — rzekł Wiktor. — Bądźcie łaskawe mi powiedziéć, czy nie widział kto dzisiaj Ryszarda?
Na imię Ryszarda, Wirginia, młodsza z dwóch sióstr, zarumieniła się tak samo jak Stefcia i spuściła głowę.
— Wcale nie, mój Wiktorku... — odpowiedziała gospodyni. — Ani dziś, ani wczoraj... — Czy znów się hultai?...
— Obawiam się tego...
— O! niegodziwiec! — A to piękna konduita!... Jeżeli tak daléj będzie, to niech sobie wybije z głowy, aby Wirginia była kiedy jego żoną!...
— Ależ mamo... — zaczęło dziewczę, któréj rumieńce znikły jak przez czary.
— Cicho, smarkaczu, Zamknij buzię i prędzéj