Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1528

Ta strona została przepisana.

— Jakto! jakto! jakiej zamiany?... — odpowiedział gwałtownie Leopold marszcząc brwi. — Czyś pamięć stracił?... Przecieżeś dziś nie pijany, co mnie zresztą bardzo dziwi i musisz sobie przy pominąć o zawartym pomiędzy na mi układzie.
— O jakim układzie?
— Ja mam dostać papiery, a ty trzy piękne bilety tysiąc frankowe... Ja jestem gotów do wypłaty... Pst!
Drzwi gabinetu się otworzyły.
Wszedł garson niosąc jajecznicę na słoninie, z której się wydobywał wyborny zapach.
Postawił talerz na stole i wyszedł.
Ryszard myślał:
— Trzeba przeciągać sprawę, aby dać czas Wiktorowi do nadejścia.
Poczem głośno dodał:
— No, otóż jesteśmy sami, kochany panie, i możemy pomówić swobodnie... Ja w istocie nie jestem pijany, tak jakeś to zauważył, i doskonale pamiętam o tem, o czem umówiliśmy się z sobą...
— Zatem — przerwał Leopold, który zaczynał się niecierpliwić, — zatem nie mamy co długo rozprawiać... Oto są pieniądze, oddaj mi papiery...
— Zaraz?...
— Natychmiast... Spieszy mi się...
— To mi wszystko jedno, mam z panem coś pomówić, a jestem uparty jak muł, uprzedzam pana... Zresztą jest to rzecz poważna...