Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/324

Ta strona została przepisana.

cyi, która ci się dotychczas tak licho wiodła?... — Przebacz mi śmiałości słów moich, lecz milczéć nie mogę, nie mam do tego prawa... W ułożonym przez ciebie projekcie, widzę coś zawikłanego i nieuczciwego co mnie napełnia obawą i wstrętem.
Przedsiębiorca zbladł z gniewu, — zacisnął pięści z wściekłością.
Paweł, mówił daléj:
— Podjąłeś się robót nad siły... wziąłeś na swoje barki ciężar, który je przygniata... — Myśl, która kierowała tobą, zapewne była uczciwą, ja to przypuszczam, chcę przypuszczać, ale nie liczyłeś na przypadek, a ten ci zatamował drogę... — A więc, mój ojcze, jeżeli upadniesz, — to ja jestem młody, silny, będę pracował za ciebie i czuję że jestem zdolnym zapewnić ci na starość dostatek i spoczynek, ale nie stanę się wspólnikiem czynu, który potępiam i na który oburza się moje sumienie.
— Gdy ja rozkazuję — zawołał PaskaL — twoim obowiązkiem jest słuchać.
— Nie ojcze, — odparł student z energią, — poślubić młode dziewczę bez miłości, dla jéj majątku, spekulować na jej posag, nigdy! — wolę ubóstwo, wolę nędzę. Bądźmy ubogimi jeżeli tak być musi, ale nie pociągajmy nikogo w przepaść!
— Więc odmawiasz?
— Odmawiam udania się drogą wiodącą do wstydu, a gdy się zastanowisz, przyznasz mi słuszność...
— Czyżeś nie zrozumiał, że twoje małżeństwo