Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/370

Ta strona została przepisana.

ty, ani ja, żaden z nas nie pójdzie do notaryusza z listem... — Wiedz o tém i nie obawiaj się niczego.
— Nie rozumiem...
— Zrozumiesz później...
— Ale...
— Proszę cię, przestań... — przerwał Leopold. — Licz na miljony, które ci obiecałem i z których i ja coś obliżę..... — Powinna ci wystarczać ta perspektywa..... Powtarzam, że matka nie stoi mi na przeszkodzie...
— Jeżeli jednak ona wprzód nim my zjawi się na ulicy Piramid...
— Więc?
— Niezawodnie wszystko przepadnie!...
— Dla czego?
— No, zastanówmy się spokojnie i nie zabijajmy sobie klina w głowę... Przypuśćmy, że siostra twojéj żony uda się do notaryusza upominając się o córkę... Jakiem to uczyni prawem? Na jakiéj zasadzie?
— Zapewne istnieje metryka dowodząca, że jest matką...
— Nic nie wiem o tém, lecz to nie wiele szkodzi... — Przypuść, że notaryusz jest powiernikiem tajemnicy — gdyż, — to tę tajemnicę Robert Vallerand ukrywał od ośmnastu lat! — Czyż myślisz, że on zdradzi tę tajemnicę na proste żądanie nieznajomej?
Nigdy! — Czy on nawet wie, że nieprawa córka żyje? Bardzko tém wątpię... a jeżeli tak, to czy wie gdzie ona się znajduje? — Nie sądzę... Zdaje mi się,