Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/51

Ta strona została przepisana.

— Ten człowiek, którego błyszczący wzrok nabawia mnie przestrachu?
— Wzrok ten wcale me jest przestraszający, zapewniam cię!... — Ja go znajduję bardzo przystojnym; tego nieszczęśliwego, z jego czarnemi włosami i bladą twarzą! Właściwie nie jest on już tak młody i musi mieć, według mnie, przynajmniéj lat czterdzieści, ale twarz jego, na któréj, jak się zdaje, długie cierpienia wyryły swoje ślady, niezmiernie mnie interesuje... — Jestem pewna, że więzień ten nie jest złodziejem...
— Może to jaki morderca!... — szepnęła Renata ze drżeniem.
— Moja droga, tyś szalona!... najzupełniéj szalona — zawołała Paulina.
— Co chcesz? to jest silniejsze odemnie! — odpowiedziała Renata. — Sam widok tego człowieka mięsza mnie i nabawia drżeniem.
— Ty byś nie powiedziała tego, gdyby była mowa o owym młodym podróżnym z Hotelu Prefektury! — rzekła Paulina z niejaką oschłością.
Renata zarumieniła się aż po białka i szepnęła zaledwie zrozumianym głosem:
— Jakiego podróżnego? Nie wiem zupełnie o kim chcesz mówić.
— Ta! ta! ta! ta!... ty mały milczku!... Chciałaż — byś we mnie wmówić, żeś zapomniała owego podróżnego z ładną twarzą, ciemnemi wijącemi się włosami, delikatnym wąsikiem, czułem i słodkiem spojrzeniem, który cię pożerał wzrokiem ze swoich okien i któ-