Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/529

Ta strona została przepisana.

— Ty nie możesz zrobić jednego kroku o którymbym nie wiedział... — odpowiedział Leopold.
— Więc mnie pan znasz?
— Od dziesięciu lat nie spuściłem cię z oka.
— Pan przyjeżdżałeś na pensyę do Troyes.
— Kilka razy do roku, pod wymyślone mi pozorami, z rozkazu twojej matki...
— O! bądź błogosławioną opiekomacierzyńska, tak wzruszająca, tak czuła! — zawołało, dziewczę a egzaltacyą; poczem dodała: — Ale ten człowiek co umarł... ten Robert, który mojem rozłączeniem z matką zadawał jej cierpienie, czy miał do mnie jakie prawo?
— To nie jest moją tajemnicą, moje dziecię;.. — Tylko twoja matka będzie mogła ci odpowiedzieć na to pytanie...
— A czy mi wolno będzie je zadać?
— Mogę cię o tem zapewnić...
— Czy prędko przyjedziemy?
Leopold na chwilę spuścił szybę powozu, wyjrzał na ulicę i rzekł:
— Bruk ślizki... — Koń idzie z trudnością i co chwila się ślizga...
W istocie Jarrelonge z największą trudnością powstrzymywał klacz od upadku i przeklinał półgłosem gołoledź, która z każdą chwilą stawała się niebezpieczniejszą.
Znajdowano się teraz na ulicy des Boulets.
Leopold cieszył się z tej powolności, zamiast się na nią uskarżać.