Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/647

Ta strona została przepisana.

Czuł on wybornie, że jego wspólnik nie starał się go oszukać.
— Tak więc — szepnął tonem zniechęcenia, gdy Leopold skończył — tak więc wszystko zrobiłeś, a nic nie osiągnąłeś! Morderstwo dwóch kobiet nie daje użytecznego rezultatu! Zabijałeś aby zabijać... i majątek mi się wymyka... gdyż przypuszczam że mi powiadasz prawdę.
— Cóżeś przypuszczał przed chwilą?
— Mniejsza o to...
— Wcale nie mniejsza!... Przypuszczałeś, że dostawszy list, zechcę go użyć na swoją korzyć a z twoją szkodą...
— A więc! tak jest, przyznaję...
Leopold pogardliwie się uśmiechnął.
— A! — odparł — ja to dobrze zrozumiałem! Czyniłeś mi wielki honor, biorąc mnie za większego łotra od siebie... coby nie było łatwem...
Przedsiębierca strzegł się dotykać ostatniej części zdania i mówił dalej:
— Wreszcie te listy są stracone... Zapłaciłem ci za ich dostarczenie i moja dobra wiara została oszukaną.
— Oszukaną!... Za ostre słowo.
— Wynajdź sposób, któryby mi oddał w posiadanie majątek złożony u notaryusza, a jestem gotów znowu cię obdarzyć mojem całkowitem zaufaniem.
— To znaczy że mi je obecnie odbierasz.
Paskal nieodpowiedział.
Leopold się uśmiechnął.