Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/978

Ta strona została przepisana.

Zbytecznie się nie niepokoił, przekonany, że Jarrelonge nie będzie się posługiwał obosieczną bronią, któraby się zwróciła ku niemu, ale chęć odpłacenia dobrze, drażniła jego serce. Zadrwiono z niego, zażartowano, jego miłość, własna na tem cierpiała: niechciał przypuszczać, iż jego wspólnik będzie się śmiał dłużej na jego rachunek.
Leopold zasnął, szukając praktycznego sposobu osiągnięcia swojego celu i gdy się obudził, jego zamiary nie uległy zmianie, a raczej rozdrażnienie jego jeszcze się zwiększyło.
Przedewszystkiem szło mu o napełnienie swojej kasy, oczyszczonej przez byłego więźnia i pod tym względem liczył na kuzyna Paskala, którego miał zawiadomić o zmianie mieszkania, prosząc o zasiłek pieniężny.
Wskutek więc tego pewnym będąc, stosownie do zapewnienia kasjera, że spotka przedsiębiercę w niedzielę, ubrał się, poszedł do kawiarni na bulwarze, zjeść śniadanie i wsiadł do omnibusu, udając się na ulicę Picpus.
Paskal wysłał służącego gdzieś dosyć daleko.
Siedząc samotny w gabinecie, rozpatrywał plany ogromnych budowli, jakie zamierzał rozpocząć zaraz, jak tylko dziedzictwo Roberta Vallerand dostanie się w jego ręce.
Drzwi od ulicy na dziedziniec były uchylone.
Z okna Paskal widział cały dziedziniec.
Odezwał się brzęk dzwonka.