Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/98

Ta strona została przepisana.

Gdy się dzień zrobił, wydobył z kieszeni małe okrągłe lusterko i otworzył je mówiąc do siebie:
— Czy też bardzo jestem zmieniony?
Przyjrzawszy się sobie, uśmiechnął się z zadowoleniem.
— Nawet dozorcy z więzienia centralnego nie poznaliby mnie w tém przebraniu! — pomyślał.
— Przyśpieszył kroku i udał się boczną drogą do znanéj mu wioski, w któréj się nie miał czego obawiać policyi departamentu.
Idąc śpiesznym krokiem, układał sobie plany.
W wiosce gdzie miał zamiar wypocząć, będzie uchodził za szypra, właściciela statku poszukującego ładunku zboża do Paryża.
Naczczo od wczoraj i przepędziwszy noc bez senną, czuł się ogromnie zmęczonym.
Wszedł do oberży i kazał sobie podać śniadanie.
Z taką znajomością rzeczy rozmawiał o żegludze i handlu zbożowym1, że go wzięto za tego, za kogo chciał uchodzić.
Posiliwszy się, kazał sobie dać pokój, rzucił się na łóżko, przespał się parę godzin, potém odgrywając daléj swoją rolę, wyszedł udając się do któregoś ze znaczniejszych właścicieli ziemskich i pamiętał podać takie ceny za przewóz zboża, aby te nie mogły być przyjęte.
Naturalnie nie zawarł żadnego układu, powrócił do oberży na obiad i z nadejściem nocy puścił się w drogę do Romilly.