Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/184

Ta strona została przepisana.

rodziny wiecznie mają, przyszłość przed sobą. Korzenie dzew genealogicznych zagłębiają się poniżej najdawniejszego znanego przodka przez niezgłębione warstwy ras, które przeżyły aż do pierwszych istot stworzenia i rosnąć będą ciągle bez końca, roztoczą się, rozgałęzią do nieskończoności w głębi wieków przyszłych... Popatrz na nasze drzewo, liczy ono zaledwie pięć generacyj i nie znaczy nawet tyle, co źdźbło słomy wśród lasu drzew rodów ludzkich, olbrzymiego i czarnego, którego wielkimi odwiecznymi dębami są narody całe. Jednakże pomyśl o tych korzeniach olbrzymich, które zapełniają ziemię całą, pomyśl o rozwoju ciągłym i olbrzymim tych liści wysokich, które się mieszają z innymi liśćmi, w morzu, ciągle falującem wierzchołków, pod wiecznem tchnieniem odradzającem życia... A więc... nadzieja leży w tem, w codziennej rekonstytucyi ras, przez krew nową, która im z zewnątrz przypływa. Każdy nowy związek małżeński przynosi nowe pierwiastki, dobre lub złe, których skutek jest ten, iż, pomimo wszystko, przeszkadzają zwyrodnieniu matematycznemu i stopniowemu. Wyłomy są wypełniane, plamy się zmazują, równowaga z konieczności powraca po kilku generacyach i powstaje z niej znowu człowiek normalny, ludzkość faluje, uparta w swej pracy tajemniczej, dążąc ku celowi swemu, którego sama nie jest świadoma.
Zamilkł i westchnął głęboko.
— Ach!.. rodzina nasza!.. co się z nią stanie, w jakiej istocie skrystalizuje się nareszcie i unormalni!?..
I ciągnął dalej, nie licząc już wcale na tych żyjących, których wymienił, na tych dorosłych, tych bowiem