Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/322

Ta strona została skorygowana.
XXIV.

Pani Deberle dowiedziawszy się o śmierci Joanny zapłakała; wpadła w jedną z owych uczuciowych gorączek, które ją wprawiały w ruch przez dwie doby. Była to hałaśliwa rozpacz, nie znająca żadnego pomiarkowania. Pobiegła do Heleny i rzuciła się jej na szyję. Później, zasłyszawszy frazes jakiś, zajęła się myślą urządzenia rozrzewniającego pogrzebu dla małej zmarłej, i myśl ta pochłonęła ją całą. Ofiarowała usługę swą i podjęła się wszelkich starań. Matka, zmęczona płaczem, na wpół martwa, leżała na krześle. Pan Rambaud, który w jej imieniu zajmował się wszystkiem, tracił głowę. Z wdzięcznością przyjął propozycyę pani Deberle. Helena obudziła się na chwilę, i rzekła, iż pragnie kwiatów, wiele kwiatów.
Pani Deberle, nie tracąc czasu ciężkim poświęciła się trudom. Przez cały dzień następny biegała po znajomych sobie paniach, oznajmiając im o strasznej nowinie. Koniecznie chciała mieć na pogrzebie szereg małych dziewcząt w bieli. Potrzebowała ich najmniej trzydzieści i nie uspokoiła się, dopóki nie zebrała tej liczby. Sama się udała do administracyi karawanów pogrzebowych, rozmówiła o klasę, wybrała draperye. Miano pokryć kratę ogrodu, a ciało ustawić wśród bzów, na których były już delikatne zielone pączki. Miało to być prześlicznie.
— Mój Boże! żebyż tylko pogoda była jutro! — rzekła wieczorem, załatwiwszy się już ze wszystkiem.