Strona:PL Zola - Marzenie.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.

syna, dziecka ukochanej kobiety, wzburzył cały pozorny spokój i wyrzeczenie się życia. Korzył się, bił się w piersi, łkał i płakał, że nie mógł pokonać uroczego obrazu wskrzeszonej w postaci syna ukochanej zmarłej.
Ksiądz Cornille cichym szeptem opowiadał Hubertynie, że Jego Eminencja całe noce przepędza we łzach i walkach wewnętrznych. Myślał, że zapomniał i pokonał namiętność. Niestety — powstała teraz jak burza, Co wieczór we włosiennicy, na kolanach starał się wygnać obraz nieodżałowanej zmarłej. Stała przed nim ciągle w całej krasie młodości i urody. Rozpoczęła się męka, jak nazajutrz po jej śmierci, i rozpaczał, pożądał jej, buntował się przeciwko Bogu, który mu ją zabrał. Wybuchła znowu cała spóźniona namiętność dojrzałego człowieka do młodziutkiej kobiety. Uspokajał się dopiero nad ranem, pełen pogardy i niesmaku dla siebie i świata. Jakże pragnął zniszczyć dziką namiętność, by odzyskać dawny spokój ducha i wiarę.
Biskup wychodził ze swego pokoju surowy i spokojny, zaledwie trochę bledszy. Wyznania Felicjana wysłuchał bez drgnienia. Odnajdywał siebie w tej młodzieńczej miłości syna. Uważał za swój obowiązek zabić w nim namiętność, by go uchronić od cierpień, przez które sam ginął teraz z rozpaczy. Romantyczna historja syna wywoływała w nim przerażenie. Co, biedna dziewczyna bez nazwiska, młoda hafciarka, ujrzana w świetle księżyca! Odpowiedział jednem słowem: „Nigdy!“ Felicjan rzucił mu się do nóg, prosił, błagał... Zbliżał się do ojca z drżeniem, bał się oczu podnieść na niego. Prosił na kolanach, by nie zagradzał mu drogi do szczęścia; chciał wyjechać z żoną daleko, majątek oddać na kościół. Pragnął tylko kochać