Strona:PL Zola - Marzenie.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.
XII

Tej nocy Anielka nie mogła usnąć. Hubertowie położyli się już, północ dochodziła. Z szalonym wysiłkiem Anielka podniosła się i zawlekła do okna, przejęta trwogą przed bliską śmiercią.
Dusiła się. Z trudem otworzyła okno. Ziemia była wilgotna, deszczowa. Anielka upadła na fotel przed małym stolikiem, na którym przez całą noc paliła się teraz lampa. Leżał tam tom Legendy i stały w wazonie kwiaty, które kopjowała. Przysunęła krosna i zrobiła parę ściegów bezsilnemi rączkami. Ponsowy jedwab krwawym śladem widniał między jej paluszkami i zdawało się, że to krew wypływa z niej kropla za kroplą.
Ale teraz nagle ogarnął ją sen. Głowa, oparta o fotel, osunęła się na prawe ramię. Trzymała jedwab w rączkach i zdawaćby się mogło, że haftuje jeszcze. Spała spokojnie w jasnej bieli pokoju. Światło oblewało swym blaskiem wielkie łóżko i tylko stare meble odcinały się ciemną żałobną plamą na białem tle pokoju.
Dał się słyszeć lekki szelest. Na balkonie zjawił się Felicjan, drżący i blady. Ujrzał ją w fotelu. Ból ścisnął mu serce, ukląkł i wpatrywał się w nią z niewypowiedzianym smutkiem. Choroba ubrała