Strona:PL Zola - Marzenie.djvu/82

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak, w jednym tonie, jak na dawnych miniaturach.
— Proszę o biały jedwab.
Pomagał jej, i ta wspólna praca była dla nich rozkoszą. Węzeł zaciskał się coraz bardziej, choć ani jedno słowo miłości nie zostało wymówione.
— Ojcze, co robisz, nie słychać cię wcale?
Obejrzała się, stał obok Hubertyny, wpatrzony w nią miłośnie.
— Podaję złoto matce.
Tyle tkliwości było w jego ruchu i jej podziękowaniu, że Felicjan i Anielka czuli jakby powiew pieszczoty w cichej, starej pracowni, dalekiej od świata, pogrążonej w marzeniu.
Za pięć dni haft miał być wykończony i Anielka, pewna już teraz, że zdąży nawet przed terminem, odetchnęła swobodnie. Zdziwiła się, ujrzawszy Felicjana, opartego o krosna. Więc zaprzyjaźnili się! Nie broniła się już przed jego miłością, nie uśmiechała się żartobliwie, gdy starał się ukryć uczucie, które przepełniało jego serce. Oczekiwała czegoś, co miało się stać! Wieczne pytanie, które zadawała sobie codziennie, powróciło znowu. Czy kocha go? Nagle teraz zdała sobie sprawę. Kocha go, kocha. Dlaczego? za co? Nie wiedziała, nie miała pojęcia. Kochała, czuła to wyraźnie. Miłość wybuchła jasnym płomieniem. Wieczorem, w wielkiem łóżku, długo płakała, zawstydzona i szczęśliwa, pełna żalu, że nic nie powiedziała Hubertynie. Postanowiła być dla Felicjana zimną jak lód i nie dać mu poznać, że go kocha. Będzie to jej karą i odkupieniem. Cierpieć, ukrywać swoją miłość — oto jej los! Była teraz siostrą męczennic z Legendy i zdawało się jej, że święta Agnieszka patrzy na nią z żalem i litością.
Nazajutrz Anielka skończyła infułę. Wyhaftowa-