Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/127

Ta strona została skorygowana.

— Tak, o tem wielkiem oknie Paryża, jak oni mówią. Oswobadzają Louvre i ratusz. Dziecinna igraszka! To dobre, aby zaostrzyć apetyt publiczności... Kiedy ta pierwsza sieć zostanie ukończona, wówczas dopiero pocznie się taniec na dobre! Druga sieć przedziurawi miasto ze wszech stron, aby połączyć przedmieścia z pierwszą siecią... Patrz tam w kierunku mojej ręki. Od bulwaru Temple do rogatki Trône jeden przekrój; potem z tej strony drugi przekrój od Magdaleny aż po dolinę Monceau; a trzeci znów w tym kierunku, dalej w tamtym, drugi nieco dalej, przekroje wszędzie. Paryż porąbany zostanie jak razami szabli, żyły jego otwarte, żywiące sto tysięcy robotników i mularzy, przerżnięte zostaną znakomitemi drogami strategicznemi, które postawią odrazu forty w sercu starych dzielnic.
Noc nadciągała. Ręka jego sucha i nerwowa wciąż jeszcze przecinała próżnię. Aniela drżała zlekka przed tym nożem żywym, temi żelaznemi palcami, które rozrąbywały bez miłosierdzia bezbrzeżną falę dachów ciemnych.
Od niejakiej chwili mgły widnokręgu osuwały się z wysokości powoli, spokojnie i wydało jej się, że w tych cieniach, co się zbierały w dole, słyszy odległy trzask jakiś głuchy, jak gdyby ręka męża istotnie poczyniła te nacięcia, o których mówił, krając Paryż z jednego końca w drugi, łamiąc belki, rozbijając kamienie, pozostawiając po za sobą długie i okropne rany rozsypujących się murów.