Strona:PL Zola - Płodność.djvu/120

Ta strona została skorygowana.

Zatrzymał się, odetchnął głęboko, chciał się opanować i odpędzić od siebie wzrastające obawy. Zdawał sobie sprawę, że jest nieprzytomny. Minął plac Opery i doszedł do ulicy Drouot. A może gorączka, panująca na bulwarach w wieczornem oświetleniu i gwarze, wzmagała w nim poobiednie objawy pijaństwa?... W restauracyach jeszcze pełno było ucztujących, kawiarnie żarzyły się światłami, padającemi aż na ulicę, a tłum siedzącej przed niemi publiczności, utrudniał przejście na chodnikach. Zdawało się, że cały Paryż wyległ na bulwary, by użyć rozkosznego, majowego wieczoru. Ścisk był tak wielki, że ciała z konieczności ocierały się o siebie, a oddechy łączyły. Spacerujące pary zatrzymywały się przed wystawami sklepów, a rodziny burżuazne w gronie przyjaciół znikały pod łukami lamp elektrycznych, zdobiących wejścia do sal koncertowych, obiecujących na afiszach podejrzane zabawy, szansonetki śpiewane przez wpół nagie dziewczyny. Setki kobiet ciągnęły szeregiem w nadziei, że będą zaczepione, a wreszcie decydowały się same zaczepiać mężczyzn, szepcząc coś do nich z obiecującymi uśmiechami. Mężczyźni, którzy wyszli na polowanie, gardzili niemi, szukając czegoś nadzwyczajnego, upatrując kobiety uczciwej a przypadkowo tu zabłąkanej, młodej robotnicy, powracającej spiesznie do domu i zoczywszy podobną postać, rzucali się w trop za blondynką albo brunetką, kusząc ją słowami rozbudzonej namiętności. Pary małżeńskie, prawe lub nieprawe, wiekowe albo