Strona:PL Zola - Płodność.djvu/240

Ta strona została skorygowana.

— Mama mnie do pana przysłała, proszę by pan był tak dobry i zechciał zejść na chwilę.
— Ale któż ty jesteś?..
— Cecylka...
— Cecylka Moineaud?..
— Tak, panie.
Mateusz odgadł, że miało to jakiś związek z dzisiejszem wyrzuceniem Noriny z zakładu.
— A gdzież twoja mama na mnie czeka?..
— Czeka na pana na dworzu, na ulicy... ztąd niedaleko... I kazała mi panu powiedzieć, że jeżeli pan nie zechce przyjść, to staną się wielkie nieszczęścia dla wielu osób...
Popatrzył na nią. Była wysoka i cienka jak tyczka, twarz miała nijaką, o zrezygnowanym wyrazie, przypominającym starą Moineaud i trzęsła się z zimna w mizernej sukience i w chustce, zarzuconej na bezbarwne włosy. Mateusz ulitował się i rzekł, że za nią pójdzie. Dziewczynka prześlizgnęła się przez korytarz i schodziła ze schodów rozglądając się z ostrożnością, widocznem było, że zdołała tu wejść niedostrzeżona i pragnęła teraz ujść, nikogo nie spotykając. Przed drzwiami zakładu stała ośmioletnia jej siostra, która mrugnąwszy znacząco, poszła przodem dla wskazania drogi.
— Któż to jest?.. spytał Mateusz Cecylkę.
— To moja siostra, Irma.
— Dlaczegóż ona stała na ulicy?.. dlaczego nie weszła razem z tobą?..