Strona:PL Zola - Płodność.djvu/520

Ta strona została skorygowana.

karmiąc życie potęgujące się z każdą godziną, kwitnące wieczystą płodnością.
Którejś niedzieli w trzy miesiące później, państwo Beauchêne i państwo Séguin, dotrzymując danej obietnicy, przyjechali wraz z dziećmi spędzić w Chantebled całe popołudnie. Zdecydowali nawet Morange’a, by im towarzyszył z Reginą, chcieli tym sposobem chociażby na jeden dzień wyrwać go z bolesnego smutku, w jakim żył pogrążony. Skoro tylko ci miejscy goście wypoczęli z odbytej podróży koleją, udano się spacerem na płaskowzgórze, bo wszyscy byli zaciekawieni zobaczyć owe sławne pola, dla których uprawy Mateusz stał się chłopem, co dotąd wydawało się im dziwaczną, niczem niewytłómaczoną zachcianką. Śmiał się, prowadząc ich i z prawdziwą dumą wskazał im pole, ciągnące się w nieskończoność pod jasnem niebieskiem niebem i jak zielone morze wysokiego zboża o ciężkich kłosach, słaniające się miękiemi falami pod najlżejszym podmuchem wiatru. Dzień był ciepły i pogodny, jakby dla tem większego tryumfu płodności ziarn, rzuconych w żyzne skiby roli, która od wieków nieuprawiana, żywiła zasiew nagromadzonemi w sobie sokami, dając już teraz miarę obfitości plonu. Bogactwo tego zielonego łana zboża śpiewało hymn na cześć ziemi, kryjącej w swem łonie niewyczerpane źródło życia. Wezbrany pokarm został spożytkowany i zboże rosło wspaniale, z niesłychaną