Strona:PL Zola - Płodność.djvu/523

Ta strona została skorygowana.

karmiłam go podczas nocy... Ale dziś rano był przerażony nie otrzymując swojej porcyi, więc krzyczał z powodu krzywdy, o jaką mnie posądzał... Ale teraz, jak panie widzicie, jest już grzeczny. Z innemi dziećmi nie więcej miałam kłopotu.
Beauchêne stojąc, przysłuchiwał się z miną jak zawsze zadowolnioną z siebie i z wiecznem swem cygarem w ustach. Konstancya zawezwała go jako świadka:
— Słyszysz, co mówi Maryanna?... Pojąć nie mogę, jakim sposobem jej dzieci z taką łatwością dają się odstawiać od piersi, wszak pamiętasz, ile mieliśmy umartwienia z naszym Maurycym, gdy mamka odeszła... Przez trzy noce z rzędu nie można było zmrużyć oka tak przeraźliwie wrzeszczał... I doprawdy, jest to jeden z powodów, dlaczego nie chciałam mieć drugiego dziecka!
Roześmiała się a Beauchêne zawołał:
— Chodź! przypatrz się, jak twój Maurycy dokazuje! przynajmniej dziś nie będziesz się uskarżać, że niedomaga!
— Ale ja tego nigdy nie mówię! Maurycy jest zdrów, zdrów zupełnie a jeżeli chwilowo niedomaga, to nigdy się tem nie martwię, bo wiem, że jest nadzwyczaj silnego zdrowia...
Pomiędzy ulicami i klombami ogrodu, ośmioro zebranych dzieci bawiło się wybornie. Było tam czworo dzieci domowych: Błażej, Denizy, Ambro-