Strona:PL Zola - Płodność.djvu/621

Ta strona została skorygowana.

Tym razem Séguin który w ciągłych interesach, jakie z nim Mateusza łączyły, pierwszy naglił go do nabycia nowych dzierżaw a nawet nakłaniał go, by wziął za jednym zamachem resztę włości: lasy i błonia, prawie dwieście hektarów. Znajdując się w ciągłych tarapatach pieniężnych, proponował mu sprzedaż tanio i pod korzystnemi warunkami. Ale bardzo oględny Mateusz nie przyjął tego, zachował trzeźwość potrzebną, aby nie odstępować od z góry powziętego zamiaru powiększania fermy etapami i pod naciskiem potrzeby, w miarę możności. Przy tem, nabyciu całych błoni, ciągnących się wzdłuż toru kolejowego na wschód, stawała w drodze ważna przeszkoda: na dwie części przedzielała błonia fatalna kilkohektarowa enklawa Lepailleur’a właściciela młyna, który nigdy zeń żadnych nie ciągnął korzyści. Dlatego też Mateusz, mając do wyboru grunta, wziął resztę leżących od zachodu gruntów szlamistych, dodając, że błonia chętnie nabędzie później, skoro młynarz odprzeda swoją enklawę. Czuł bowiem, że ten ostatni tak mu zazdrościł i tak go niecierpiał od czasu ciągłego powiększania się fermy, że trudno było z nim traktować o kupno enklawy, bo pewną była odmowa. Séguin się żachnął, twierdził, że młynarza rozumu nauczy i pochlebiał sobie, że zdobędzie enklawę za darmo, skoro tylko się w to wmiesza. Zapewne