Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/155

Ta strona została uwierzytelniona.

Zbliżywszy się ku niej, chciał ująć ją za ręce, lecz wzgardliwie cofnęła się, rzucając mu pogróżkę:
— Wszystko między nami skończone... wszystko... dopóki nie otrzymam nominacyi, dopóki nie wystąpię na scenie w roli Pauliny!
Zrozumiał całą doniosłość groźby. A więc nietylko zamykała przed nim swą sypialnię, lecz niewolno mu było spodziewać się nawet pocałunków, nawet najdrobniejszej pieszczoty! Znał Sylwię dostatecznie, by wiedzieć, z jaką ścisłością przestrzegać będzie wszelkiego miłosnego zbliżenia. Czuł, że się dusi z żalu i z bólu. Z piersi wydzierał mu się dziki ryk, lecz silił się w żart obrócić zły humor kochanki. Rzekł więc do Gerarda:
— Moja pani jest dziś gniewna... Co się jej stało?.. Czyś ty ją czem rozdrażnił?...
Gerard, nie chcąc się mieszać w sprawy nieswoje, zbył zapytanie milczeniem i dalej wygodnie leżał w miękim fotelu. Sylwia zaś wybuchła:
— Chcesz wiedzieć, co Gerard mi powiedział? Żałował mnie, że jestem na łasce takiego jak ty egoisty, samoluba, obojętnego na obelgi, jakie mnie spotykają. Bo czyż nie powinieneś ty pierwszy ująć się za mną, gdy mnie krzywda spotyka?... Czyż nie powinieneś postawić na swojem i zmusić ich, by podpisali moją nominacyę?... Jeżeli masz choć źdźbło honoru, to powinieneś