Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/349

Ta strona została uwierzytelniona.

żę ci to kiedy, mój stryju... Ach, ale kiedyż nastąpi chwila, gdy odważę się wprost ciąć na drzewie bez poprzedniego przygotowawczego rysunku, bez straty czasu, pomiędzy tworzeniem a wykonaniem, bo to studzi zapał i osłabia siłę pierwotnie poczętego planu! Wprawiam się teraz by tylko szkicowo, ołówkiem rzucić główne wytyczne, a dopiero z dłutem w ręku idę dalej, powierzając cięciu odnalezienie pożądanych efektów. Zdarza się, iż dłuto bywa mi posłuszne i tnie z energią, z niespodziewaną miękością, z subtelną prawdą. Tak, w mojem pojęciu, rysownik i grawer powinien być twórcą i wykonawcą... inaczej być nawet nie może. Gdyby mój rysunek wyciął kto inny, musiałby w nim zabić życie jakie ja w niego wlałem... Stworzone moim mózgiem istoty żyć będą, jeżeli moje palce odtworzą je pod naciskiem tego samego wrażenia.
Rozmawiając, doszli do stóp Montmartre. Piotr chciał się z bratankami pożegnać, by tramwajem wrócić do siebie, do Neuilly, lecz Antoni, podniecony wypowiadaniem swych teoryj, zapytał Piotra, czy zna rzeźbiarza Jahana, który ma swoją pracownię na szczycie wzgórza i pracuje obecnie nad aniołem, dla bazyliki Sacré-Coeur. Okazało się, że Piotr, nawet z nazwiska, ale znał rzeźbiarza Jahana, Antoni więc nalegał:
— Stryju, chodź z nami, wstąpimy do jego pracowni, to artysta wielkiej przyszłości. Zobaczysz anioła, jakiego ulepił z gliny, gdy otrzy-