Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/372

Ta strona została uwierzytelniona.

kiem zwątpienie. Przed laty pojechał do Lourdes i, zamiast odzyskania ulatujących wierzeń, stracił je bezpowrotnie, toż samo bolesne rozczarowania przygniatało go w Rzymie, obecnie zaś, po raz trzeci przedsięwziął próbę w Paryżu. Lecz teraz, zrywając już z przeszłością, chciał zbadać mózg wieku i doby wierzącej, chciał poznać nowe prawdy, zapowiedzi oczekiwanej ewangelii, których pojawienie się ma odmienić wygląd świata. Rozgorączkowany i zbyt chciwie żądny poznania wszystkiego, przerzucał się z jednego wierzenia na drugie, by je znowu opuścić dla trzeciego. Zrazu zdawało mu się, że stał się pozytywistą, wraz z Teofilem Morin, następnie czuł się ewolucyonistą i deterministą, jak Wilhelm, wreszcie dał się porwać humanitarnemu komunizmowi Bache’a, który go roztkliwił swem marzeniem o braterskiej miłości ludzi i zbliżającej się złotej epoce szczęścia na ziemi. Nawet Janzen chwilowo oddziaływał na Piotra, czarując go swą nieprzystępną dumą i teoretycznem marzeniem o indywidualizmie, jako jedynem źródle wolności. Lecz gorączkowy zachwyt Piotra szybko zaczął się studzić, gdy spostrzegł tyle sprzecznych myśli i chaotyczną mięszaninę pojęć. Ludzkość więc była dopiero w pierwszym pochodzie ku swym wyzwolinom do długim szeregu przygotowawczych pomyłek i zboczeń?... Ach, a ten pochód myśli przewodniej jakżeż był trudnym i jak olbrzy-