Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/432

Ta strona została uwierzytelniona.

ich burzliwej rozmowy! Ewa rozumiała, że najlepiej byłoby przerwać tę scenę z córką, lecz nie miała siły uczynić tego. Obawa stracenia Gerarda przykuwała ją na miejscu, a słowa Kamilli, pewnej jego miłości, policzkowały ją jak obelga. Powtórzyła więc:
— To małżeństwo nie może przyjść do skutku. Gerard się z tobą nie ożeni! Gerard ciebie nie kocha!
— Owszem, kocha! Gerard tylko mnie kocha!
— Łudzisz się, moja kochana! Najzupełniej się łudzisz! Gerard był zawsze dla ciebie uprzejmym, bo litował się, widząc cię zawsze przez wszystkich opuszczoną. Ale grzeczności Gerarda nie powinnaś sobie mylnie tłomaczyć. Wiem napewno, że Gerard nie może cię kochać.
— A ja wiem, że mnie kocha! Kocha napewno! zaraz ci powiem dla czego: bo uważa mnie za daleko mniej głupią od innych, chociażby ładniejszych, a przytem Gerard kocha mnie, bo jestem młodą!
Na chwilę zamilkła, chcąc się nasycić radością swego tryumfu, wiedziała bowiem, jak bolesną dla jej matki jest utrata młodości. Mściła się więc na tej pięknej kobiecie, której dotąd tak namiętnie zazdrościła uroczego powabu, nęcącego ocz y serca wszystkich mężczyzn.
— Tak, mamo, Gerard kocha mnie za moją młodość... bo młodość w kobiecie to coś znaczy