Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/436

Ta strona została uwierzytelniona.

— On mnie tylko kocha! Mnie jedną! Czy słyszysz? Mnie kocha a nie ciebie. Przed kilku dniami przysięgał mi, że mnie będzie zawsze kochać i na honor się zaklął, że nigdy się z tobą nie ożeni!
— Kamilla roześmiała się z ostrą ironią:
— Ach, moja biedna mamo, jakże jesteś naiwną! Zupełne z ciebie dziecko! Tak, z usposobienia ty jesteś dzieckiem a nie ja, chociaż latami o połowę jestem od ciebie młodszą. Więc ty przywiązujesz jakiekolwiek znaczenie do słów, które Gerard ci powiedział, będąc do tego przez ciebie znaglonym! Ach, biedna moja mamo! Żal mi cię szczerze! Doprawdy powinnabyś mieć więcej życiowego doświadczenia, lata twoje takby nakazywały! A tymczasem ty, jak młode dziewczątko, wierzysz protestom mężczyzn! Gerard nie jest przewrotnym, ani złym, lecz jest słabego charakteru i przysięgał coś chciała, bo nie śmiał na razie drażnić cię niepotrzebnie... Właśnie dla tego, że jest dobrym nie umie nikomu wyrządzić przykrości. Ale on mnie kocha.
— Kłamiesz! Kłamiesz!
— Nie, mamo. Mówię tylko prawdę. Lecz zastanów się trochę i sama osądź. Zauważyłaś, że Gerard oddawna cię unika?... Temu przeczyć chyba nie możesz?... Chociażby dziś nie przyszedł na śniadanie, bo ma już dosyć swoich sentymentalnych spojrzeń i czułych wymówek. Musisz sobie z tego zdawać sprawę, lecz