Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/481

Ta strona została uwierzytelniona.

— Chcę tam iść, chcę tam iść i pójdziemy, a jeżeli nas wygwiżdżą, zwymyślają lub obiją, tem lepiej, tem więcej się zabawię; chodźmy, śpieszcie się, nudziarze, chodźmy!
Duthil był uszczęśliwiony z pomysłu Sylwii i zajęty wyłącznie myślą wesołego spędzenia czasu, rzekł z przekonaniem:
— Dla czego nie mamy tam pójść? Wszyscy pragną słyszeć Legrasa i sam niejednokrotnie tam byłem w towarzystwie najprzyzwoitszych dam, które poprosiły mnie, bym je tam zaprowadził właśnie z powodu piosnki Legrasa „O koszuli“. Nie znajduję, by piosnka ta była gorszą od wielu innych.
— A co? Słyszysz, ty stary niedołęgo, co mówi Duthil — zawołała Sylwia z miną tryumfującą. — A pamiętaj, że Duthil jest członkiem Izby, mężem stanu... Duthil nie jest byle kim... Duthil umie przecież szanować godność, jaką piastuje, a uczęszcza tam i to uczęszcza z kobietami waszego świata, chodźmy!
Duvillard błagał, by odstąpiła od powziętego zamiaru, lecz rozpacz jego silniej jeszcze rozbawiła Sylwię. A gdy oświadczył, że nie może się narazić na skandal publiczny, wybuchnęła śmiechem, wołając:
— Jak chcesz, mój kochany, wolna wola, wracaj sobie do domu, ja ciebie nie potrzebuję. Weź Gerarda pod rękę i pocieszajcie się wzajemnie. Ja pójdę z Duthilem, on nie będzie się wzdragał