Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/485

Ta strona została uwierzytelniona.

dali na brudnych ławach, przed lepiącemi się stołami, niepomni, że przez dzień cały pysznili się i korzystali ze swej opinii ludzi zacnych i poważnych. Aby ohyda ich była zupełną, przybywali tutaj wraz z żonami i siostrami swojemi, sadzając tuż blizko sceny te powiewne, urocze kobiety, pełne często boskiego wdzięku, wonne i strojne, jak kwiaty.
Przy jednym ze stolików bliższych estrady, zasiadła księżna de Harn i, rozpromieniona, rozciekawiona, bystro patrzała dokoła, rada, że wreszcie zdołała zadowolnić swą żądzę zapoznania się z tym mętem nocnego życia paryzkiego. Hyacynt, który nareszcie zdecydował się przyprowadzić ją tutaj, był, jak zwykle, w stroju estety, o wysznurowanej figurze, lecz pobłażliwie patrząc na Rozamundę, raczył mniej się dziś nudzić. Przy sąsiednim stoliku siedział znany im obojga Bergaz, podobno hiszpan, grający w Paryżu na giełdzie. Był im przedstawiony tej zimy przez Janzena i odtąd bywał na wszystkich większych przyjęciach w pałacu księżnej. Prawie nic o nim nie wiedzieli, nawet o ile mu się szczęściło na giełdzie, lecz Bergaz hojnie rzucał pieniędzmi, był zawsze ubrany podług ostatniej mody, co dobrze licowało z jego wysoką, wysmukłą postacią. Usta miał czerwone i zmysłowe, a oczy drapieżnego zwierza. Mówiono, że oddawał się zakazanej rozpuście, a dziś przyprowadził z sobą dwóch