Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/52

Ta strona została uwierzytelniona.

chwałą butę dorobkiewicza, który bez skrupułów używał i nadużywał władzy zagrabionej i dzierżonej przez kastę, do której należał.
Zdziwiony, iż niezastał nikogo, podszedł ku oknu i zatrzymał się przed żardinierką, pełną cudnie kwitnących storczyków. Na kominku, na stolikach, pęki fiołków tchnęły balsamiczną wonią. Baron odszedł wkrótce od okna i, usiadłszy w fotelu z niebieskiego atłasu bramowanego srebrem, rozparł się wygodnie, używając odurzającego zapachu kwiatów i głębokiej ciszy, która wraz z ciepłem zdawała się promieniować z bogato udekorowanych ścian saloniku. Po chwili wyjął z kieszeni dziennik i zaczął raz jeszcze odczytywać artykuł, mający wyjątkowe dla niego znaczenie, jakkolwiek zdawał sobie wybornie sprawę, iż człowiek w jego położeniu, to jest posiadający tak olbrzymi majątek, tak nieograniczoną władzę, wpływy i znaczenie, może niczego się nie obawiać.
Wielkość rodziny Duvillard rozpoczęła się przed stu laty. Dziadek dzisiejszego barona, Wojciech, przybył do Paryża z Poitiers w roku 1788, mając lat osiemnaście. Ojciec Wojciecha, był średniej zamożności adwokatem w Poitiers, syna sam odwiózł i umieścił w Paryżu, w charakterze kancelisty, u znajomego sobie notaryusza. Wojciech był niezwykle sprytny, chciwy i energiczny, wkrótce więc rzucił posadę i zajął się spekulowaniem dobrami narodowemi. Już wzboga-