Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/54

Ta strona została uwierzytelniona.

pływające fale społeczne a zdaleka dojrzał on ich pierwsze pojawienie się i był już gotów spotkać się z niemi, gdy niecierpliwie poczęły nastawać i napierać. Zgłodniała demokracya, hałaśliwie manifestująca swe istnienie i żądzę łupów, znalazła w nim ochoczego pośrednika rozboju.
Henryk Duvillard nie posiadał zdobywczej odwagi ojca i dziada. Był od nich chciwszy, lecz ostrożniejszy, nie narażał się osobiście, przekładając tuczyć się padliną swych ofiar i rozkoszować się bezpieczeństwem takiego żeru. Z dumą tryumfował z trafności swych obliczeń i ze spokojem zgarniał miliony, coraz to pewniejszy siebie a pogardliwszy względem drugich. Wolę swą narzucał nawet przy traktowaniu spraw z zagranicznemi mocarstwami a jeżeli nie rozporządzał Francyą w zupełnej całości, to w każdym razie miał szerokie wpływy na bieg polityki bieżącej i niejeden minister pozostawał w zależności od tego potężnego posiadacza przekupnego złota. Starczyło lat stu i trzech pokoleń, by człowiek ten stał się symboliczną postacią władzy i bogactwa dzierżonego przez francuzką burżuazyę, która, w roku 1789 wszystko zagarnąwszy w swe ręce, żyła odtąd kosztem narodu, wyzyskiem stanu Czwartego, nie chcąc przypuszczać, by kiedykolwiek mogło być inaczej. A jednak burza nadciągała. Poczynała już grozić i jutro stawało się niepewne...