Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/67

Ta strona została uwierzytelniona.

zjadliwie złośliwe, zdradzając nieprzebrany zasób nagromadzonej goryczy. Brzydką będąc, wiedziała o tem i szalała z gniewu, że taką pozostanie na zawsze. Istotą najsrożej przez nią nienawidzoną była rodzona jej matka, ta piękna, powabna kobieta, która nie przekazała jej swej urody, nigdy jej nie kochała, będąc zajęta wyłącznie sobą i sprawami swego serca, a dzieci zleciwszy płatnej pieczy służby. Pomiędzy matką i córką wrzała coraz większa nienawiść milcząca i zimna u jednej, namiętna i jawna u drugiej. Córka nienawidziła matki za piękność, której jej zazdrościła, czując się brzydszą jeszcze w jej sąsiedztwie. Cierpiała, że wszystkie hołdy i uwielbienia kierują się nie ku niej, lecz ku tej dwa razy starszej kobiecie, rozniecającej miłosne żądze mężczyzn. Przysłuchiwano się, gdy mówiła, bo była dowcipną lecz spojrzenia przysłuchujących się błyskotliwym słowom córki, szły wszystkie ku matce, tryumfującej wieczną młodością. Zapragnęła zemsty i powzięła zamiar odebrania jej Gerarda. Tak, wyjdzie za mąż za Gerarda a pozbawiając tę kobietę ostatniego kochanka, odbierze jej więcej, niż życie. Dzięki pięciu milionom posagu, Kamilla miała licznych starających się o jej rękę. Lecz oceniała to, jak należało, powtarzając z pogardliwym śmiechem:
— Dla pięciu milionów, każdy z nich gotówby wybrać sobie żonę, chociażby w Salpêtrière!