Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/261

Ta strona została przepisana.

tygodnie zwlec się z barłogu nie mogę... porobiły mi się wielkie krosty, a potem jakby dziury na biodrach... Nic dziwnego, że ani grosza nie ma w domu, bo ja przecież nic zarobić nie mogę. Miałam dwie koszule, to je kazałam Wiktorowi sprzedać, bo inaczej jużbyśmy byli z głodu pozdychali.
Potem, podnosząc głos, dodała:
— No! wyłaźże, chłopcze! Przecież ta pani nie zrobi ci nic złego!
Pani Karolina wzdrygnęła się: nagle bowiem poruszyła się w koszu jakaś czarna masa, która wydawała jej się dotąd kupą gałganów. Był to Wiktor ubrany w obdarte spadnie i dziurawą płócienną kurtkę, przez którą wyglądało nagie ciało. Ody stanął nawprost drzwi, tak że światło na twarz mu padało, pani Karolina oniemiała ze zdziwienia na widok podobieństwa jego do Saccarda. Wszystkie jej wątpliwości rozwiały się w mgnieniu oka: oczywistość zmuszała ją do uwierzenia w ojcostwo Saccarda.
— Nie głupim! — odburknął chłopak — abo ja chcę iść do szkoły! Dajcie mi święty pokój!
Pani Karolina nie spuszczała z niego oka, przejęta nader przykrem a z każdą chwilą wzmagającem się uczuciem. Pomimo tego podobieństwa tak niezaprzeczalnego, ohydnie wyglądał Wiktor z jedną połową twarzy tłuściejszą od drugiej, z nosem skrzywionym na prawo, z głową spłaszczoną jak gdyby skutkiem uderzenia o schody,