Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/307

Ta strona została przepisana.

żdym numerze głosiły pokornie sławę działalności Saccarda; wchodził on w tajemne układy z większemi pismami politycznemi i literackiemi, pomieszczał w nich przychylne wzmianki, za które brał stale umówioną cenę od wiersza — zapewniał sobie ich pomoc przez podarunki akcyj za każdą nową emisyą. Zbytecznem byłoby rozwodzić się dłużej nad szczegółami codziennej walki, którą pod jego rozkazami prowadzono w „l’Espérance“ nie za pomocą gwałtownych sporów lub pochlebstw bezwzględnych ale drogą wyjaśnień, utarczek nawet. Słowem Jantrou nie zaniedbywał żadnych środków, aby stopniowo zawładnąć całym ogółem i zdusić go umiejętnie.
Tego dnia Saccard przyszedł do redakcyi, aby pomówić z Jantrou o sprawach dotyczących samego dziennika. W porannym numerze pomieszczono artykuł Hureta, wychwalający z taką przesadą mowę, jaką Rougon wypowiedział był poprzedniego dnia w izbie, że oburzony Saccard postanowił rozmówić się ostro z deputowanym i w tym właśnie celu czekał teraz na niego. Cóż to znowu? czyliż on jest na żołdzie brata? czy ktokolwiek płaci mu za to, aby sprzeniewierzać się miał tendencyi dziennika i zapełniał go bezgranicznemi pochwałami dla każdego kroku ministra? Wzmianka o tendencyi dziennika wywołała ironiczny uśmiech na ustach Jantrou. Przekonawszy się, że burza nie na jego spadnie głowę, redaktor słuchał z niewzruszonym spokojem,