Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/379

Ta strona została przepisana.

card podniósł się także z szezlonga z miną niezadowoloną i gniewną.
— Świnie! — powtarzał jeszcze Delcambre — jak śmiecie?... w tym pokoju, za który ja płacę!...
I wygrażając pięścią Saccardowi, nie posiadając się z oburzenia na myśl, że coś podobnego działo się na meblach za jego pieniądze kupionych, wrzeszczał nieludzkim głosem:
— Jesteście tu u mnie... w mojem mieszkaniu!... Ta kobieta do mnie należy a pan jesteś świnia i złodziej!
Saccard, niezadowolony z tej przygody i mocno zakłopotany swoim negliżem, tłumił gniew, starając się uspokoić rozwścieczonego Delcambre’a Ale wyraz „złodziej“ dotknął go srodze.
— Mój panie — odrzekł — kto chce mieć kobietę dla siebie wyłącznie, powinien przedewszystkiem zaspakajać wszystkie jej potrzeby.
Przymówka ta do jego skąpstwa do szału doprowadziła Delcambre’a. W tej chwili był on do niepoznania zmieniony, straszny, przerażający jak potwór apokaliptyczny. Twarz jego tak zwykle chłodna i wyrazem godności nacechowana — zsiniała teraz, nabrzmiała, wyciągnęła się jak pysk rozjuszonego zwierza. Na widok tego błota rozbudziły się w nim wszystkie instynkty krwiożercze.
— Zaspakajać jej potrzeby! — wrzasnął. — Jakież są jej potrzeby?.. Nędznica!