Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/480

Ta strona została przepisana.

z krzykiem i piskiem kłócąc się o lalkę, której jedna ręka i noga leżały już wyrwane na podłodze.
Przywitawszy bankiera, baronowa wytłomaczyła natychmiast, co ją do przybycia tutaj skłoniło.
— Kochany panie, chciałam złożyć dowód odwagi i narazić się osobiście na wymówki, na jakie moja natarczywość zasługuje... Przychodzę tu w sprawie loteryi na cel dobroczynny...
Gundermann nie dał jej dokończyć. Miłosierny zawsze i bardzo dobroczynny, brał zazwyczaj po kilka biletów, szczególniej zaś wtedy, gdy panie znane mu z towarzystwa zadawały sobie trud przyniesienia mu ich osobiście. Tym razem jednak musiał przeprosić baronową, gdyż jeden z urzędników zbliżył się, podając mu akty pewnej ważnej sprawy. W jednej chwili wymienili oni między sobą olbrzymie cyfry.
— Piędziesiąt dwa miliony, wszak tak pan powiedziałeś?... A jakiż był kredyt?
— Sześćdziesiąt milionów, proszę pana.
— A zatem podnieść trzeba kredyt do siedemdziesięciu pięciu milionów.
Zwracał się już do baronowej, gdy nagle jakiś wyraz zasłyszany z rozmowy pomiędzy jego zięciem a jednym z remisyerów zmusił go do wtrącenia uwagi:
— Ależ nie taki... Po kursie pięciuset osiemdziesięciu siedmiu i pół, to wynosi o dziesięć soldów niżej na każdej akcyi.