Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/529

Ta strona została przepisana.

dziecko było tak zepsułem... Oddawna już byłabym wyznała przed tobą prawdę, ale powstrzymywało mnie uczucie...
— Jakie uczucie? Przyznaję, że zupełnie tego nie rozumiem.
Pani Karolina zaniechała dalszych wyjaśnień i usprawiedliwień, gdyż pomimo wielkiego zasobu odwagi życiowej, czuła się bardzo znużoną i zniechęconą do wszystkiego. Saccard zaś w istocie wiadomością tą odmłodzony, nie taił swej radości.
— Biedny chłopczyna!... możesz być pewną, że pokocham go całem sercem... Dobrze uczyniłaś, oddając go do Domu pracy, bo przyzwyczai się tam trochę do obcowania z ludźmi... Ale trzeba jak najprędzej wydobyć go ztamtąd i pomyśleć o jego wykształceniu. Jutro zaraz pojadę go zobaczyć.. tak! jutro z pewnością, jeżeli nie będę miał za dużo zajęcia...
Ale nazajutrz odbyło się posiedzenie rady, minął więc dzień jeden i drugi, a w przeciągu całego tygodnia Saccard nie mógł znaleźć ani chwili swobodnej. Mówił wciąż o dziecku, odkładając z dnia na dzień zamiar pojechania do Domu pracy a tymczasem wzburzone fale interesów unosiły go prądem gwałtownym.
W pierwszych dniach grudnia akcye Banku powszechnego podskoczyły na dwa tysiące siedemset franków, wpośród chorobliwego rozgorączkowania, które opanowało całą giełdę. Najwięk-