Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/562

Ta strona została przepisana.

strzeni, jak gdyby ludzie stojący po obu stronach pożreć się chcieli nawzajem i tylko dzieląca baryera powstrzymywała ich od tego. Rozgorączkowanie to ogarnęło wreszcie i publiczność: w sali wszyscy tłoczyli się i popychali niby olbrzymie stado wpuszczone bez pasterza w bardzo wąski korytarz, a ponad matową czarnością tużurków połyskiwały tylko jedwabne cylindry w zamglonem świetle przedzierającem się przez oszklony dach.
Nagle wpośród krzyków i wrzasków tłumu rozległ się donośny głos dzwonu. W mgnieniu oka wszystko się uspokoiło: wyciągnięte ręce opadły; głosy ucichły w koszu, w przedziale rent i gotówkowym; wpośród publiczności zapanował teraz szmer podobny do głuchego huku wód, powracających w dawne koryto. W upartem tem i zaciętem rozgorączkowaniu powtarzano sobie ostatnie kursy: akcye Banku powszechnego doszły do 3,060, to jest o trzydzieści franków wyżej niż dnia poprzedniego. Znikżowcy ponieśli dotkliwą klęskę, likwidacya stawała się znów nader groźną dla nich, gdyż różnice miesięczne mogły dojść do sum bardzo znacznych.
Przed wyjściem z sali, Saccard wspiął się na palce, aby lepiej i łatwiej jednym rzutem oka ogarnąć cały tłum, cisnący się dokoła niego. W istocie wydawał on się większym w tej chwili, taką dumą napełniało go przeświadczenie o odniesionym tryumfie. Rozglądając się ponad gło-